Bo życie tak naprawdę zaczyna się po 50-tce… w bicepsie

MotoPaker vol. 8 – podsumowanie

Drogie Ziomeczki !

W naszej galerii są hot fotki z ostatniego MotoPaker Party ! Przyjęliśmy dwóch nowych członków, którzy perfekcyjnie zdali niełatwy test siłowo-sprawnościowy z elementami umiarkowanego wysiłku umysłowego. Malik i Kicia gratulujemy i witamy w gronie klubowiczów ! Nosząc klubowe koszulki pamiętajcie o wypinaniu klaty, ramiona szeroko, pachy wietrzymy nieustająco. Nie zapominajcie również o systematycznych iniekcjach z klubowej strzykawki (100ml w pośladek zrobi wrażenie na największym byśku z miejscowej siłowni) ! Krótkie dossier nowych członków przeczytacie w dziale Portrety.   

 Frekwencja dopisała, rozegraliśmy konkursy, przy których Familiada zdaje się zupełnie niewinna.  Hiciorem imprezy było przeciąganie liny na bloczku, oraz skok na gumie po piwko. Miłosne wyznania na helu też brzmiały całkiem śmiesznie, wyłoniliśmy kilku twardzieli którym nie drgnie powieka choćby im wykręcali sutki. Panowie prezentując ciała w szczytowej formie zrzucali ciuchy szybciej niż Marszałek Sejmu załatwia „służbowy” lot. Z arsenału porównywalnego ze strategicznymi zapasami Polmosu zostało tylko pół butelki cytrynówki gdy w końcu ucichły nocne Polaków rozmowy a najwytrwalsi z nas zalegli pod stołami. Zamieszam poniżej relację z imprezy z punktu widzenia przypadkowego przechodnia i dozo za rok !

Ojciec Założyciel

Dzień dobry, 

witam wszystkich fanów mojego vloga, szczególne dzięki dla moich patronów – kochani bez was było by to niemożliwe, to dla was to robię. Jest już was dwóch (dzięki mamo) a mój miesięczny budżet do wydania to 3 zł ! To wy napędzacie moją pracę, dzięki wam mogę żyć z tego co kocham, ale do konkretów: w dzisiejszym odcinku szybki wypad na Opolszczyznę. Dla nowych oglądających krótkie przypomnienie: jestem Janek zwany hulajnogą historii. Na własnoręcznie wystruganej hulajnodze zwiedzam najciekawsze zakątki Opolszczyzny  – dzisiaj wypad do zamku w Niemodlinie. 

27.07.2019 17:00. Wyruszyłem z Graczy, krótka prosta, szybki zryw pod górę, mój Vans ostro drze asfalt, na drugiej nodze New Balans dla lepszego balansu, ryzykowny zjazd z górki i jestem we wsi Molestowice. Mniej więcej w środku tej wioski poczułem chyba jakieś łajno być może krowie, generalnie nieźle zapierdalało więc i ja poczułem, że muszę uregulować sprawy ze swoim pęcherzem a już w Graczach wypiłem nieostrożnie, jednym haustem powerade jagodowy. Szybki przeciwskręt na mojej drewnianej kierownicy i jestem w krzakach. Mocz z lekka kapie, nie wywieram ciśnienia, szanuje prostatę a w głowie pojawia się coraz to większy spokój. Nagle odsłaniam jedną gałązkę a tam jacyś monstrualni faceci, wytatuowani w latynoskie wzory demolują wiaty. Gumami pozaprzęgali się jak konie i szarpią darń, łamią legary, wyszarpują dwustuletnie dęby, z ich końskich zębów kapie ślina, piją wódkę i smażą kiełbasę. Przecieram oczy ze zdumienia a tu nagle jeden z nich wchodzi na ambonę i czyta chyba jakieś starodruki a reszta niczym marionetki klaszcze a po każdym jego słowie w ich oczach narasta nienawiść,rechoczą jak diabły z piekła. Znowu piją, tańczą i pojawia się drugi kapłan, który z góralskim wibrato z tej samej ambony śpiewa i namawia kobiety do niczym nieskrępowanej kopulacji na ujemnym bilansie tlenowym z kim popadnie! Apropos kobiet to o dziwo te monstra mają dobre gusta i były tam same fajne dupeczki (przepraszam mamo). Zaczynają biegać, rozbierać się, wyciągają sznurówki, pewnie będą się podduszać! Zamykam oczy, boję się zobaczyć więcej a co gorsza bolesny wzwód nie pozwala mi naciągnąć moich kolarek aby szybko stamtąd odjechać. Będąc w tym impasie chcąc nie chcąc obserwuję dalej, wtem jak zaczarowany jeden z samochodów zaczyna machać skrzydłami, to kapłan ma władzę nie tylko nad ludźmi ale i nad maszynami! Doprawdy zaczynam robić szybki rachunek sumienia, przypominam sobie dobre uczynki, które zrobiłem w życiu (nie ma ich za dużo), głownie donosiłem do straży miejskiej na źle parkujących kierowców – to chyba nie grzech?  Monstra leją do kieliszków jakiś żółty miszung, nie zapijają nawet, śmieją się i klepią po plecach wielkimi łapami, dźwięk tego dudnienia jest tak wielki jakby płuca ich były poodbijane a żebra conajmniej nadłamane. Rechot ten piekielny mam do dziś w głowię i nigdy go nie zapomnę. Na szczęście mamusiu zapakowałaś mi kanapki z serem, przez to dzika kuna zwabiona lekko nadpsutym Królewskim rzuciła się na mnie celem rabunku i szczęśliwie zdjęła hipnozę. Sprytnym ruchem rzuciłem jej kanapkę za płot a sam za sprawą potężnego odepchnięcia postawiłem hulajnogę na koło i znalazłem się w bezpiecznej odległości. Dopiero za tablicą z przekreśloną nazwą Molestowice odzyskałem spokój ducha  na tyle aby docenić, że nie mam siodełka. 

To jak do tej pory moja najbardziej przerażająca przygoda, nie wiem czy chcę dalej iść tą drogą. Pomóżcie mi kochani, każda łapka w górę to zachęta do dalszych eskapad, subskrybujcie, udostępniajcie a najlepiej prześlijcie hajs, zapraszam na mój Patronite. Pewnie kuna miała wściekliznę więc jutro vlog z makro na ugryzienie i pierwsza pomoc!

Pozdrawiam,

Janek i moja hulajnoga historii

"MotoPaker Party vol. 8 widziane okiem Kaliego"

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *